Świat nagle zwolnił. Przycisnęłam dłonie do ciepłej klatki piersiowej, do znanego mi rytmu. Zamknęłam oczy, nie wierzyłam, że to się działo. Pocałunek był dziki, miał w sobie coś pierwotnego. Czułam ciarki na całym ciele. W końcu odsunął się.
Myślałam, że powie coś od czego moje serce zabije szybciej, wyzna, że mu się podobam, że to nie tylko przez ranking, a mi zrobi się cieplej, ale tego nie zrobił. Powiedział jednak coś, co mnie złamało.
- Nie zbliżaj się do mnie, chyba, że chcesz, żebyśmy poszli do łóżka i wygrali w grze.
Cofnęłam się, znów blada.
- Jednak jesteś tak zły, za jakiego się masz. Poluj na inne naiwne dziewczyny i włamuj się im do pokojów - powiedziałam tak spokojnie, jak tylko mogłam. Wyglądało to groteskowo i upiornie, ale na tym nie poprzestałam. - Myślałeś, że ciebie nienawidziłam? Och, nie, to nie była nienawiść. Dopiero ją poznasz. A teraz wynoś się. Zanim zadzwonię po policję.
Niall przez chwilę wyglądał, jakby miał zamiar coś powiedzieć, ale się rozmyślił. Spojrzał na mnie nieodgadnionym wzrokiem, po czym podbiegł do okna i przeskoczył za parapet, znikając z mojego pola widzenia.
- Włamywacz i kłamca. To nie powinno iść w parze z dobrym wyglądem - wyszeptałam sama do siebie i żałośnie rzuciłam się na łóżko.
Tak zaczęła się moja depresja. Chodziłam do szkoły, ale ledwo. Dostawałam marne stopnie. Straciłam wszelki kontakt z rówieśnikami. Straciłam pozycję kapitana i przeszłam do drugiego składu. Oświadczyłam dziewczynom, że wycofuję się z gry, że mogą mnie zlinczować publicznie, jednak tego nie robiły. Prawie w ogóle nie odzywałam się do Rose, choć tak bardzo chciałam jej o wszystkim powiedzieć.
Mama próbowała przerwać moje pogrążanie się w smutku. Rozmową, krzykiem, płaczem i innymi chwytami psychologicznymi.
O dziwo, nic nie podziałało, do kiedy nie stała się jedna rzecz.
Unikałam Niall'a jak ognia, nie myślcie, że to on skleił moje połamane serce. Zrobił to Charlie. Przyszedł do mnie do domu, po dwóch tygodniach mojej marnej egzystencji w ciemności. Stanął na progu, wybłagał mnie o przebaczenie, a ja tak rozpaczliwie potrzebowałam go w tamtej chwili, że rozgrzeszyłam go od razu.
Minął jeden dzień, a inni zauważyli poprawę. Zaczęłam kontaktować, przywiązywać wagę do obowiązków, powróciłam do kontaktów z Rose, dla której ten okres też nie był kolorowy.
Kolejnego dnia zdarzyło mi się uśmiechnąć, raz lub dwa. Mama o mało się nie rozpłakała. Chyba nigdy nie widziała, żeby ktoś tak szybko wychodził z depresji.
Trzeci dzień przyniósł radykalną zmianę. Chwyciłam Charliego za dłoń na korytarzu, nie za bardzo to kontrolując. Jego bliskość była mi bardzo potrzebna, uścisk ciepłej dłoni zastąpił niewiele setnych procenta poczucia bezpieczeństwa, jakie zapewniało mi bicie serca blondyna.
Następne dni były coraz lepsze, owocniejsze w wynikach pracy. Dopiero po tygodniu zorientowałam się, dlaczego mój okres swoistej rekonwalescencji przechodził tak pomyślnie.
Nigdzie nie widziałam Niall'a. Charlie powiedział mi, że również nigdzie go nie widział, od bardzo dawna. A co ja głupia zrobiłam? Poczułam się winna. Wiedziałam, że to przeze mnie jego tam już nie było.
- Rose - wysyczałam na biologii. Przez parę minut bezskutecznie zabiegałam o uwagę przyjaciółki. W końcu rzuciłam w nią ołówkiem. Odwróciła się z wściekłością, ale szybko jej przeszło, kiedy zobaczyła moją minę.
- Co?
- Potrzebuję adresu do Niall'a.
- Co?!
- Tępa dzido, adres do Horana!
To był tak głośny szept, że usłyszała go nawet nauczycielka, która kazała mi iść do trenera, żeby ten wyznaczył mi karę za gadanie na lekcji. Wcale mnie to nie ruszyło, poza tym - to była szansa, żeby zdobyć to, czego potrzebowałam.
Ruszyłam biegiem korytarzem, trzymając kurczowo kwitek o popełnionym 'przestępstwie'. Dopadłam trenera, jak spał w pokoju nauczycieli do wychowania fizycznego. Wyjaśniło się, dlaczego nie ma czasu na trenowanie drużyn damskiej i męskiej osobno.
- Musi... mi pan... karę... dać - sapnęłam, nie do końca po angielsku. Mężczyzna otworzył oczy, wyszarpnął papier z mojej dłoni, przeczytał.
- W dupie to mam, powiedz, że będziesz biegać. A teraz wynocha, zanim się nie rozmyślę, i naprawdę ci nie dowalę.
Nastała moja ostatnia szansa.
- Ma pan może dziennik z adresami zawodników? - wydusiłam z siebie, zanim stchórzyłam.
Spojrzał na mnie, jak na szczura, ale pokazał na pancerną szafę i ponownie ułożył się do drzemki. Odetchnęłam z ulgą. Myślałam, że to będzie o wiele trudniejsze. Odnalazłam adres, spisałam go i wybiegłam z pomieszczenia.
Zupełnie nie wiem, co sobie wtedy myślałam, o ile w ogóle jakieś myśli nawiedziły moją głowę, ale zostawiłam wszystkie rzeczy w klasie i zerwałam się z lekcji.
Czekałam właśnie na stacji metra, żeby dojechać z Manhattanu na Brooklyn, kiedy mój telefon zabrzęczał.
- Rose! - krzyknęłam do słuchawki.
- Idiotko, gdzie jesteś? Trener dzwonił do naszego wychowawcy, że nie pojawiłaś się na kolejnym treningu, nauczyciele pytają o ciebie. Co mam powiedzieć?
- Powiedz, że źle się czułam i nie wiesz, co się ze mną stało. Jakoś to później wyjaśnię.
- Okej, ale wiedz, że jak nie wrócisz cała do domu, to cię zamorduję.
Rozłączyła się, a ja nerwowo wsiadłam do metra. Dopiero wtedy dopadły mnie wątpliwości. Czułam, że nie zastanę na miejscu niczego, co mnie pocieszy, albo uspokoi. Przeklęłam siebie w myślach, ale wiedziałam, że nie wrócę, dopóki nie sprawię, żeby chłopak wrócił do szkoły, chociaż podpisywało to nieprzychylny wyrok na moją psychikę.
Obudziło mnie głośne pukanie, nie, walenie w drzwi frontowe. Otworzyłem powoli oczy, przetarłem się po lekko drapiącym policzku i wstałem.
Myślałem, że się przesłyszałem. Moje uszy wychwytywały przeklinanie tej malutkiej istoty, którą tak niedawno odrzuciłem. A raczej ona odrzuciła mnie. Moje najgorsze obawy spełniły się, kiedy otworzyłem drzwi.
Stała tam, jej policzki były zaognione od wysiłku. Musiała biec. Zebrałem się i oparłem nonszalancko o framugę drzwi, jak miałem zwykle w zwyczaju. Wszystkich przytłaczało moje protekcjonalne zachowanie, ale nie ją.
- Coś ty sobie myślał, dupku? - krzyknęła i popchnęła mnie. Zdziwiło mnie, jak dużo siły znajduje się w tak wątłych ramionach. O mało nie upadłem. - Musisz wrócić do szkoły!
Stała na progu, jakby bała się go przekroczyć. Nie, ona nie tego się bała. Dwa razy widziałem strach w jej oczach. Raz, kiedy Russel próbował ją zgwałcić, a drugi raz, kiedy złamałem jej serce.
- Nic nie muszę, znajdę sobie inną szkołę, do której nie będę musiał dojeżdżać aż tyle czasu - powiedziałem. Wywołało to zupełnie odwrotną reakcję niż ta, którą chciałem wywołać.
- Okej. Skoro tak wolisz, to niech ci będzie.
Odwróciła się, żeby odejść, a ja nie mogłem na to pozwolić. Może i jestem chujem, ale nie aż takim.
- Nie chcesz wejść?
To zabrzmiało strasznie.
- Nie, nie chcę - zawołała, oddalając się coraz bardziej od mojego magazynu, czy tam domu. Nie zwykłem tego jakoś nazywać. Patrzyłem, jak powoli znika mi z oczu, ale nic nie zrobiłem. Miała rację, jestem złym człowiekiem.
Myślałam, że powie coś od czego moje serce zabije szybciej, wyzna, że mu się podobam, że to nie tylko przez ranking, a mi zrobi się cieplej, ale tego nie zrobił. Powiedział jednak coś, co mnie złamało.
- Nie zbliżaj się do mnie, chyba, że chcesz, żebyśmy poszli do łóżka i wygrali w grze.
Cofnęłam się, znów blada.
- Jednak jesteś tak zły, za jakiego się masz. Poluj na inne naiwne dziewczyny i włamuj się im do pokojów - powiedziałam tak spokojnie, jak tylko mogłam. Wyglądało to groteskowo i upiornie, ale na tym nie poprzestałam. - Myślałeś, że ciebie nienawidziłam? Och, nie, to nie była nienawiść. Dopiero ją poznasz. A teraz wynoś się. Zanim zadzwonię po policję.
Niall przez chwilę wyglądał, jakby miał zamiar coś powiedzieć, ale się rozmyślił. Spojrzał na mnie nieodgadnionym wzrokiem, po czym podbiegł do okna i przeskoczył za parapet, znikając z mojego pola widzenia.
- Włamywacz i kłamca. To nie powinno iść w parze z dobrym wyglądem - wyszeptałam sama do siebie i żałośnie rzuciłam się na łóżko.
Tak zaczęła się moja depresja. Chodziłam do szkoły, ale ledwo. Dostawałam marne stopnie. Straciłam wszelki kontakt z rówieśnikami. Straciłam pozycję kapitana i przeszłam do drugiego składu. Oświadczyłam dziewczynom, że wycofuję się z gry, że mogą mnie zlinczować publicznie, jednak tego nie robiły. Prawie w ogóle nie odzywałam się do Rose, choć tak bardzo chciałam jej o wszystkim powiedzieć.
Mama próbowała przerwać moje pogrążanie się w smutku. Rozmową, krzykiem, płaczem i innymi chwytami psychologicznymi.
O dziwo, nic nie podziałało, do kiedy nie stała się jedna rzecz.
Unikałam Niall'a jak ognia, nie myślcie, że to on skleił moje połamane serce. Zrobił to Charlie. Przyszedł do mnie do domu, po dwóch tygodniach mojej marnej egzystencji w ciemności. Stanął na progu, wybłagał mnie o przebaczenie, a ja tak rozpaczliwie potrzebowałam go w tamtej chwili, że rozgrzeszyłam go od razu.
Minął jeden dzień, a inni zauważyli poprawę. Zaczęłam kontaktować, przywiązywać wagę do obowiązków, powróciłam do kontaktów z Rose, dla której ten okres też nie był kolorowy.
Kolejnego dnia zdarzyło mi się uśmiechnąć, raz lub dwa. Mama o mało się nie rozpłakała. Chyba nigdy nie widziała, żeby ktoś tak szybko wychodził z depresji.
Trzeci dzień przyniósł radykalną zmianę. Chwyciłam Charliego za dłoń na korytarzu, nie za bardzo to kontrolując. Jego bliskość była mi bardzo potrzebna, uścisk ciepłej dłoni zastąpił niewiele setnych procenta poczucia bezpieczeństwa, jakie zapewniało mi bicie serca blondyna.
Następne dni były coraz lepsze, owocniejsze w wynikach pracy. Dopiero po tygodniu zorientowałam się, dlaczego mój okres swoistej rekonwalescencji przechodził tak pomyślnie.
Nigdzie nie widziałam Niall'a. Charlie powiedział mi, że również nigdzie go nie widział, od bardzo dawna. A co ja głupia zrobiłam? Poczułam się winna. Wiedziałam, że to przeze mnie jego tam już nie było.
- Rose - wysyczałam na biologii. Przez parę minut bezskutecznie zabiegałam o uwagę przyjaciółki. W końcu rzuciłam w nią ołówkiem. Odwróciła się z wściekłością, ale szybko jej przeszło, kiedy zobaczyła moją minę.
- Co?
- Potrzebuję adresu do Niall'a.
- Co?!
- Tępa dzido, adres do Horana!
To był tak głośny szept, że usłyszała go nawet nauczycielka, która kazała mi iść do trenera, żeby ten wyznaczył mi karę za gadanie na lekcji. Wcale mnie to nie ruszyło, poza tym - to była szansa, żeby zdobyć to, czego potrzebowałam.
Ruszyłam biegiem korytarzem, trzymając kurczowo kwitek o popełnionym 'przestępstwie'. Dopadłam trenera, jak spał w pokoju nauczycieli do wychowania fizycznego. Wyjaśniło się, dlaczego nie ma czasu na trenowanie drużyn damskiej i męskiej osobno.
- Musi... mi pan... karę... dać - sapnęłam, nie do końca po angielsku. Mężczyzna otworzył oczy, wyszarpnął papier z mojej dłoni, przeczytał.
- W dupie to mam, powiedz, że będziesz biegać. A teraz wynocha, zanim się nie rozmyślę, i naprawdę ci nie dowalę.
Nastała moja ostatnia szansa.
- Ma pan może dziennik z adresami zawodników? - wydusiłam z siebie, zanim stchórzyłam.
Spojrzał na mnie, jak na szczura, ale pokazał na pancerną szafę i ponownie ułożył się do drzemki. Odetchnęłam z ulgą. Myślałam, że to będzie o wiele trudniejsze. Odnalazłam adres, spisałam go i wybiegłam z pomieszczenia.
Zupełnie nie wiem, co sobie wtedy myślałam, o ile w ogóle jakieś myśli nawiedziły moją głowę, ale zostawiłam wszystkie rzeczy w klasie i zerwałam się z lekcji.
Czekałam właśnie na stacji metra, żeby dojechać z Manhattanu na Brooklyn, kiedy mój telefon zabrzęczał.
- Rose! - krzyknęłam do słuchawki.
- Idiotko, gdzie jesteś? Trener dzwonił do naszego wychowawcy, że nie pojawiłaś się na kolejnym treningu, nauczyciele pytają o ciebie. Co mam powiedzieć?
- Powiedz, że źle się czułam i nie wiesz, co się ze mną stało. Jakoś to później wyjaśnię.
- Okej, ale wiedz, że jak nie wrócisz cała do domu, to cię zamorduję.
Rozłączyła się, a ja nerwowo wsiadłam do metra. Dopiero wtedy dopadły mnie wątpliwości. Czułam, że nie zastanę na miejscu niczego, co mnie pocieszy, albo uspokoi. Przeklęłam siebie w myślach, ale wiedziałam, że nie wrócę, dopóki nie sprawię, żeby chłopak wrócił do szkoły, chociaż podpisywało to nieprzychylny wyrok na moją psychikę.
Obudziło mnie głośne pukanie, nie, walenie w drzwi frontowe. Otworzyłem powoli oczy, przetarłem się po lekko drapiącym policzku i wstałem.
Myślałem, że się przesłyszałem. Moje uszy wychwytywały przeklinanie tej malutkiej istoty, którą tak niedawno odrzuciłem. A raczej ona odrzuciła mnie. Moje najgorsze obawy spełniły się, kiedy otworzyłem drzwi.
Stała tam, jej policzki były zaognione od wysiłku. Musiała biec. Zebrałem się i oparłem nonszalancko o framugę drzwi, jak miałem zwykle w zwyczaju. Wszystkich przytłaczało moje protekcjonalne zachowanie, ale nie ją.
- Coś ty sobie myślał, dupku? - krzyknęła i popchnęła mnie. Zdziwiło mnie, jak dużo siły znajduje się w tak wątłych ramionach. O mało nie upadłem. - Musisz wrócić do szkoły!
Stała na progu, jakby bała się go przekroczyć. Nie, ona nie tego się bała. Dwa razy widziałem strach w jej oczach. Raz, kiedy Russel próbował ją zgwałcić, a drugi raz, kiedy złamałem jej serce.
- Nic nie muszę, znajdę sobie inną szkołę, do której nie będę musiał dojeżdżać aż tyle czasu - powiedziałem. Wywołało to zupełnie odwrotną reakcję niż ta, którą chciałem wywołać.
- Okej. Skoro tak wolisz, to niech ci będzie.
Odwróciła się, żeby odejść, a ja nie mogłem na to pozwolić. Może i jestem chujem, ale nie aż takim.
- Nie chcesz wejść?
To zabrzmiało strasznie.
- Nie, nie chcę - zawołała, oddalając się coraz bardziej od mojego magazynu, czy tam domu. Nie zwykłem tego jakoś nazywać. Patrzyłem, jak powoli znika mi z oczu, ale nic nie zrobiłem. Miała rację, jestem złym człowiekiem.
*jeśli przeczytałaś/przeczytałeś - proszę o komentarz*
Wow....
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się tego.
Niall złym człowiekiem haha Lubię czarne charaktery :)
Rozdział świetny.
Już nie mogę doczekać się kolejnego.
@lovecarrots_69
Awww... dlaczego? Jeszcze raz zapytam : dlaczego Niall za nią nie biegnie? Nakombinowala się dziewczyna z adresem i wgl, a on taka dupa... Horan popraw się! XD a tak na serio to widziałam parę błędów, ale nie bardzo rażących, także spoko. oby tak dalej. Czekam na kolejne rozdziały :***
OdpowiedzUsuńprzepraszam, nie miałam ochoty sprawdzać błędów, pisałam szybko, bo godzinkę, a chciałam już wstawić, żebyście nie czekali
Usuńobiecuję poprawę!
Kurde no, a już myślałam, że za nią pobiegnie... xD
OdpowiedzUsuńDziwię się Clary, że po tym, co chciał jej zrobić Charlie, po prostu mu wybaczyła. Mam nadzieję, że Niall się ogarnie xD
~A.
Jejciu fajnie, że nie jest tak tylko "słodko i cukierkowo" :D Podoba mi się ta akcja! Jednak mam nadzieję, że Niall ogarnie trochę dupe i porozmawia szczerze z Clary ;>
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na next! ♡
/@_kalajn_
Okej. Niall jak na chłopaka z fanfiction daje dupy, bo nie jest romantyczny. Kto się zgodzi?
OdpowiedzUsuńI nie odbierz tego źle. To naprawdę fajne, że w końcu ktoś pisze o takim typie chłopaka a nie takim który zmienia się z rozdziału na rozdział w dobrego i uczuciowego.
Ocena pozytywna! :)
A teraz dawaj następny rozdział!
Ej ej on nie moze tak skonczyc no.!
OdpowiedzUsuńNie rozumiem. Zdobyla jego adres, przyjechala do niego i to tylko po to, zeby powiedziec, ze ma wrocic do szkoly i sobie pojsc?
OdpowiedzUsuńOmg, lecę czytać kolejny rozdział bo ostatnio nie miałam kiedy😞
OdpowiedzUsuńJak zwykle cuuuudowny!
@iloveei