Wróciłam do domu
zmęczona, jak nigdy wcześniej. Rzuciłam plecak w kąt i snułam się w
poszukiwaniu mamy. Znalazłam ją w salonie, gdzie rozpakowywała naczynia i
układała je w kredensie.
- Mamo, mam problem.
To jest cudowne. Mogę
podejść do mamy w każdej chwili, powiedzieć jej o czymkolwiek, a ona
sprawi, że zacznę się z tego śmiać i znajdę jakieś rozwiązanie. To taka
typowa luźna mama. Trzyma dyscyplinę, ale też raz upiła się ze mną na
imprezie. A jak wiadomo, w Stanach wolno pić od 21 roku życia, więc
rozumiecie chyba, jak silna była nasza więź i jaką wariatką była ta
kobieta.
- Masz okres? Kochanie, to nie jest problem, chłopcy zrozumieją - zażartowała, zaabsorbowana swoim zajęciem.
- To problem tej natury, ale niekoniecznie w tej postaci.
Mama spojrzała się na
mnie ze zdziwieniem. Nigdy nie przychodziłam do niej ze sprawami
łóżkowymi, bo, o mój losie, takich spraw nie było.
I wtedy wszystko się ze
mnie wylało. Rose, gra, ci przystojni chłopcy, zostanie Jedynką, płacz w
damskiej toalecie. Autentycznie, cała frustracja i przerażenie tamtego
dnia, a sporo tego było, jeśli ktoś spytałby mnie o zdanie.
Czekałam na żart, mądrą
życiową radę, ale moja rodzicielka wyglądała, jakby jej system
operacyjny uległ ciężkiemu zawieszeniu. Otarłam łzy z policzków i
uniosłam brwi.
- Dobra, nie chcesz mówić? To idę do ojca. TA...
- Przestań się drzeć, myślę.
Siedziałyśmy parę minut w
ciszy, podczas gdy w głowie mojej matki najwyraźniej odbywały się
skomplikowane procesy myślowe. Nie chciałam jej przeszkadzać, więc
skubałam nitkę zwisającą z obrusa.
- Ci chłopcy są bardzo przystojni? - spytała w końcu mama.
- Jak cholera.
- I chcą uprawiać z wami seks za punkty?
- Coś w ten deseń.
- Co to jest, pierdolony PayBack?!
Odebrało mi mowę. Już
dawno nie słyszałam przeklinania w domu. Ale na tym mama nie skończyła.
To, co powiedziała potem jeszcze bardziej mną wstrząsnęło.
- Nic z tym nie zrobisz.
Postaraj się nie chodzić z nikim do łóżka za punkty. A jeśli już, to
wybierz chociaż takiego chłopca, który ci się spodoba.
- MAMO! - wydusiłam z siebie w końcu.
- No co? Świat się nie
zawalił, ludzie sypiają ze sobą z różnych powodów. Gdybym była na twoim
miejscu, po prostu wybrałabym najlepszego z nich i wykorzystała w każdy
możliwy sposób. Niech z twojego statusu wynikną jakieś korzyści.
Nie takiej pomocy oczekiwałam. Zabrałam swój plecak i poszłam do pokoju.
To tylko pierwszy dzień,
zero lekcji i taki natłok emocji. Włączyłam laptopa i usiadłam na
łóżku. Rose obiecała mi, że wyśle mi zaproszenie do znajomych, więc
weszłam na Facebooka. To, co zobaczyłam zmroziło mnie jeszcze bardziej,
niż słowa mamy.
1403 zaproszeń do znajomych.
Domyślam się, że to przez mój "status" gwiazdy. Zaakceptowałam tylko jedno z nich, od Rose. Reszta musiała sobie jakoś zasłużyć.
Kolejny dzień przyniósł
sporo niespodzianek. Wszyscy byli dla mnie bardzo mili, łącznie z
dziewczynami, a chłopcy wcale się nie narzucali tak, jak bałam się, że
to będzie. Razem z Rose chodziłyśmy na zajęcia i na stołówkę, na której
było w miarę dobre jedzenie. Normalna szkoła i normalny dzień.
Z chęcią pożegnałam się
o 16 z nowo poznanymi osobami i podążyłam na boisko, gdzie miał odbyć
się mój pierwszy trening. Musiałam wypaść dobrze, żeby nie siedzieć na
ławce do końca sezonu.
Mina mi zrzedła, kiedy zobaczyłam kandydatki na biegaczy.
Wysokie, potężne...
nosorożce. Czułam się tak, jak suche źdźbło trawy pomiędzy ogromnymi
zwierzętami z Afryki. Wszystkie po około dwa metry wzrostu, a ja?
Niewiele ponad metr sześćdziesiąt. Stanęłam dzielnie w szeregu w
oczekiwaniu na trenera, a wszyscy patrzyli się na mnie. A przynajmniej
tak się czułam. Może to moja nowa mania prześladowcza, którą nabyłam
przez głupich, naładowanych hormonami nastoletnich zboczeńców?
Trener wyszedł z szatni.
Średniego wzrostu, lekko wyłysiały, obśmiał się jak norka, kiedy tylko
mnie zobaczył. Kazał nam biegać i robić różne inne rzeczy. Dopiero potem
przedstawił akcję, którą miałyśmy wykonać na boisku. A przynajmniej
dwie grupy, na które nas podzielił. Modliłam się o przeżycie, choć
wątpiłam, czy modlitwy zostaną wysłuchane.
- Dobra, krasnalu,
wybiegasz, śmigasz między nogami przeciwników i robisz przyłożenie -
powiedział głośno do mnie, pokazując na planszy jak dokładnie ma
wyglądać ta rozgrywka. Pokazałam, że rozumiem i wbiegłam na boisko.
Powitały mnie chichoty
dziewczyn z przeciwnej drużyny i pełne niedowierzania kręcenie głową
współzawodniczek. Uśmiechnęłam się do stojących przede mną.
Zaczęła się akcja.
Minęłam zdezorientowane przeciwniczki i pobiegłam jak najszybciej
mogłam. Z prawej strony słyszałam wrzaski trenera:
- BIEGNIJ SZYBCIEJ, DOGANIAJĄ CIĘ! TAAAK!
I wtedy 34 rzuciła mocno
piłkę. Złapałam ją bez problemu, ale przede mną, jak spod ziemi,
wyrosła biegaczka, która chciała mnie zablokować. Nie za bardzo
wiedziałam co robię, ale skoczyłam...
...a potem pobiegłam dalej.
Udało mi się. Dostałam się do drużyny, zaliczyłam przyłożenie, mistrzowską akcję. I czułam się z tym naprawdę dobrze.
Może i byłam Jedynką,
kolejnymi punktami do kolekcji, ale jestem też najniższym biegaczem
jakiego widziały szkolne drużyny stanowe.
Zdecydowanie nabrałam
pewności siebie, zarówno w szkole, jak i na boisku. Ludzie mnie
polubili, a lekcje były ciekawe, chociaż zajmowały większą część dnia.
Codziennie rozpoczynałam angielskim, potem przychodził czas na algebrę,
trening, obiad, biologię i kolejny trening. Zajęcia rozpoczynały się o 8
i kończyły wieczorem.
W szkole spędziłam
praktycznie cały tydzień, rzadko bywałam w domu. Pozycja szkolnej
Jedynki przysporzyła mi dużej popularności, a jeszcze bardziej zyskałam
na „wartości", kiedy gracze dowiedzieli się o moim dołączeniu do
pierwszego składu szkolnej drużyny futbolistek.
Rodzice przyjęli tą
wiadomość równie entuzjastycznie. Tata zrobił mi zdjęcie w nowym stroju,
a mama robiła sobie żarty, jak to mama. Chociaż wiedziałam, że oboje
byli bardzo zapracowani, żeby zapłacić mi za szkołę i utrzymać nas w
Nowym Jorku, otrzymałam obietnicę: mieli pojawić się na każdym moim
meczu. Nie powiem, że się nie ucieszyłam.
Weekend minął mi szybko,
nie mogłam doczekać się poniedziałku, kolejnego treningu. Miałyśmy
ćwiczyć nowe ustawienia. Trener strasznie się podekscytował i oznajmił
nam w piątek, że mamy realną szansę wygrania pucharu w tym roku w
rozgrywkach międzyszkolnych. To był wielki impuls do ciężkiej pracy.
Pędziłam na angielski, kiedy zatrzymała mnie Rose.
- Spóźnimy się, błagam,
chodź do klasy, napiszesz mi wszystko na kartce! – krzyknęłam i
pociągnęłam ją za sobą. Trochę brutalnie, ale zdążyłyśmy na ostatnią
chwilę.
- Nie mam takiej
kondycji, jak ty. Pamiętaj o tym, wredna zdziro – wydyszała moja
przyjaciółka. Od kiedy opowiedziałam jej ze szczegółami o rozmowie z
mamą, zaczęła mnie tak nazywać. Uwielbiam ją za dystans do mojej
„sytuacji".
Usiadłyśmy na miejscach,
kiedy do klasy wszedł blondyn w tatuażach. Rzuciłam okiem na Rose,
która pokazywała, że o tym właśnie chciała mi powiedzieć.
Gracz numer 1 przepisał się na nasze zajęcia. A do tego, cholera, usiadł za mną. Szlag.
Blondyn wyciągnął
telefon, zupełnie nie zważając na nauczyciela, który produkował się,
usiłując wytłumaczyć szyk zdania i umiejętność wykorzystywania
poszczególnych jego elementów. Napisał wiadomość do Charliego, który
siedział na samym końcu klasy.
"Ile dni?"
"Masz czas do końca sezonu. Nie spiesz się. Kto ją zaliczy - już praktycznie wygrał."
Niall specjalnie usiadł
za dziewczyną, żeby móc rozpocząć działanie. Szturchnął ją delikatnie
ołówkiem w plecy, na co Charlie parsknął śmiechem.
- Zostaw mnie, próbuję się skupić - wysyczała.
- Skarbie, ale...
- Odpowiedź brzmi "nie". Na następne twoje pytania też. Odwal się.
Chłopak uśmiechnął się. To zdecydowanie będzie wyzwanie.
- Chciałem zapytać, co robisz po szkole. Myślałem, że na to nie da się odpowiedzieć "nie" - zaśmiał się.
- To wstęp do kolejnych pytań, na które można. A TERAZ ZABIERZ TEN CHOLERNY OŁÓWEK, ZANIM CI GO WBIJĘ W OKO.
Blondyn wycofał się i wysłał kolejną wiadomość.
"To będzie jedna z niewielu przyjemności w tej grze. Pierwsze wyzwanie. Roześlij dalej."